Pamiętacie jak kiedyś pisałam,
że jestem dużą fanką olejowania włosów. Zachwycałam się wtedy, że dzięki niemu
moje włosy stały się gładkie, a wierzcie mi takie siano jak ja na głowie mało,
kto potrafi mieć.
Jako że ciągle włosy zapuszczam
muszę o nie dbać? Jednak przez ostatnie 3 miesiące przerzuciłam się z olejowania
na odżywki. Różnorodne od tych stosowanych bez spłukiwania po te, które należy
spłukać po 2-3 minutach od nałożenia. I powiem Wam jedno. Według mnie guzik one
dają.
Znowu mam na głowie siano. Siano, które dodatkowo strasznie się kołtuni.
Wiadomo włosy coraz dłuższe, zatem mają większe możliwości na zaplątywanie się.
Przedwczoraj się mocno
zdenerwowałam, jak wstałam rano i zobaczyłam, w jakim stanie one są. Pomimo
tych cudownie reklamowanych odżywek, których zakupuję całe tony.
Wróciłam do
olejowania. Wieczorem, gdy już miałam pewność, że nigdzie z domu nie wychodzę nałożył
na włosy olejek z łopianu. Tak się złożyło, że produkt pod ręką miałam, tyle
tylko, że go nie używałam. Zatem pochodziłam sobie z tym olejkiem 3 godziny
wieczorem. Po czym umyłam głowę. Nie suszyłam włosów, bo już nie miałam na to
siły, co ja mówię nawet ich nie rozczesałam i położyłam się spać. Rano, po ułożeniu
były gładkie. Zero kołtunów.
Idealnie się układały. W dotyku czuć, że są
jeszcze przesuszone. Ale i tak olejek zdziałał cuda. Jedno użycie, a jaka
różnica.
Jeżeli szukacie, zatem
rozwiązania skutecznego na wasze przesuszone i źle wyglądające włosy naprawdę
polecam.
Olejować włosy zamierzam przez
5 dni. Następnie 3 tygodnie przerwy i proces powtarzam. I obiecuje sobie, że
już nie będę wydawać w drogeriach kasy na te ładnie wyglądające odżywki.
Czerpać trzeba z natury, a nie z chemicznie wytwarzanych kosmetyków. Moje włosy
same wybrały.
Jakby ktoś chciał wiedzieć do
olejowania użyłam olejku łopianowego z firmy Naturica. Plus to dość spore opakowanie
za nieduże pieniądze.